Biuletyn 36
Marek Powichrowski
Spowiedź dziecięcia wieku
Był kwiecień. Wiosna była tuż, tuż. Drzewa miały nabrzmiałe pąki, które czekały na odpowiedni moment aby wystrzelić zielenią. W powietrzu czuło się, że wszystko rwie się do życia. Mimo wszystkich trudności, życie po zimie wydawało się być piękniejsze. I wtedy przychodzi ta straszna wiadomość. Przekazywana przez zagłuszane stacje radiowe, przekazywana przez wszystkich jak plotka. Wybuchł reaktor atomowy na Ukrainie, w Czarnobylu. A media w kraju milczały i udawały, że nie ma żadnego zagrożenia. Komunistyczne władze robiły ekwilibrystyczne starania aby pomniejszyć znaczenie tego faktu co wobec braku zaufania do nich potęgowało tylko stan zagrożenia.
Teraz trochę kontekstu wydarzeń. Istotnego dla mego wyznania. Rzecz dzieje się w czasie represji wobec demokratycznej opozycji wywodzącej się ze zdelegalizowanej Solidarności i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Wie o tym niewiele osób. Główna fala represji skończyła się kilka lat temu. Teraz trwają uciążliwe inwigilacje, przeszukania w mieszkaniach, przesłuchania przez funkcjonariuszy SB. Ale jakoś trwamy we wzajemnym zaufaniu i przekonaniu (trochę może beznadziejnym), że kiedyś to musi po prostu „pieprznąć”. No i pieprznęło. W miejscu zupełnie niespodziewanym. No i nie tak jak się ktokolwiek mógł spodziewać.
Jak się po latach okazało, tragedia Czarnobyla była skutkiem działania w warunkach totalitarnego państwa. Była skutkiem łamania podstawowych procedur bezpieczeństwa aby tylko wykonać na czas „zobowiązania służące realizacji programu Partii”. Nastąpił niesamowity zbieg okoliczności. I tylko należy się dziwić, że wystąpił w tej organizacji państwowej tak rzadko. Na dobrą sprawę powinien występować cyklicznie. Chyba że inne przypadki z powodu mniejszej skali i żelaznej kurtyny nigdy nie dotarły do świadomości społeczeństw.
W tym czasie byłem już absolwentem studiów inżynierskich. Byłem inżynierem elektrykiem. I choć w wyniku zamiłowania do informatyki podczas studiów, w onym czasie wykonywałem zawód inżyniera oprogramowania to nie można puścić w niepamięć całej wiedzy związanej z szeroko pojętą elektryką. W tym też świadomości, że nie da się uniknąć rozwoju energetyki jądrowej. Jeżeli nie mamy wrócić z powrotem do jaskiń z powodu braku energii elektrycznej spowodowanej wyczerpaniem zasobów kopalin energetycznych.
I wtedy w kręgach opozycji demokratycznej pojawia się myśl. Przecież my na terytorium swojego kraju stawiamy elektrownię atomową w oparciu o tę samą technologię co reaktor w Czarnobylu. Uzależniamy się od sowieckiego imperium jeszcze bardziej. Trzeba zrobić wszystko aby nie dopuścić do tego. Trzeba wywrzeć na komunistycznych władzach nacisk aby zablokowały budowę elektrowni w Żarnowcu. Rodzi się więc pomysł zbierania podpisów pod żądaniem zatrzymania jej budowy. Na czele protestów stają legendarni przywódcy opozycji demokratycznej. Nie waham się. Nie tylko podpisuję tę petycję ale niczym świadek Jehowy chodzę od domu do domu i proszę o podpisanie jej. Ostatecznie odnosimy sukces. Budowa zostaje wstrzymana.
Mijają lata. Z cienia wychodzą informacje, o których wcześniej nie wiedziałem. Poznaję pojecie wpływowego lobby. Wychodzą fakty o wpływach francuskiego lobby energetyki jądrowej na część frankofilskich liderów opozycji. Co prawda w podanym kontekście nie przeceniałbym znaczenia tego wpływu, ale uczuliło mnie to już chyba na zawsze, aby szukać tego drugiego dna w każdym wydarzeniu. Zawsze sprawdzać czy na monecie przypadkiem orzeł nie został zamieniony z reszką miejscami.
Kilka tygodni temu potężne tsunami uderzyło w wybrzeża Japonii po uprzednim równie potężnym trzęsieniu ziemi. Wśród wielkich szkód powstałych w skutek tego jest jedna, która pozostaje wciąż tragicznie groźna mimo, że wody cofnęły się dawno do oceanu. To elektrownia jądrowa postawiona na jego brzegu. Pewnie za jakiś czas dowiemy się jakie inżynierskie założenia były błędne przy jej budowie. Bo że były błędne to pokazało życie. Gdy widzę zdjęcia tej elektrowni to zastanawiam się jak można było w takim regionie sejsmicznym postawić elektrownię jądrową na samym brzegi oceanu. Bo zakładam, że Japończycy nauczyli się budować budynki odporne na trzęsienia ziemi, ale nie zakładali zapewne, że zamiast 7-mio metrowej fali tsunami przyjdzie fala dwukrotnie wyższa. I że to ona będzie głównym czynnikiem destrukcji. Gdyby postawili ją kilometr od brzegu pewnie skutki nie byłyby tak tragiczne.
Japonia od lat jest państwem demokratycznym i funkcjonuje na prawach gospodarki rynkowej. Tak więc przyczyny, które legły u podstaw tragedii czarnobylskiej nie wchodzą w grę. Ale nie łudźmy się. W gospodarce rynkowej są również ukryte strukturalne zagrożenia. Dwa z nich można ująć w prostych żołnierskich słowach: „koszty, k…, koszty”. Jest to niemniej groźne niż uległość wobec realizacji wytycznych zjazdów partii komunistycznej. Sprzyja to pomijaniu twardych i co najgorsze kosztownych procedur bezpieczeństwa. No i pewnie jeszcze jest trochę pychy, jacyż to potężni jesteśmy i nikt nam nie podskoczy. Pychy, która usypia czujność. Dalej jest tylko dramatyczna konsekwencja.
Kilka lat temu wyświetlany był film „Cast away”. W filmie tym jest dla mnie jeden moment szczególnie wstrząsający i nawiązujący w jakiś do obu wspomnianych katastrof. To moment, gdy główny bohater Chuck Noland leci służbowym samolotem FedEx nad południowym Pacyfikiem. Monotonna praca silników, słuchawki od walkmana w uszach, generalnie spokój. I nagle uderza On, Abbadon, Anioł Zagłady. Wszystko dosłownie i w przenośni odwraca się do góry nogami. Zwariowana praca, gdzieś tam czekająca narzeczona, dla której chyba nie znajdował z powodu tej właśnie pracy za dużo czasu. Podobnie było z tymi katastrofami. Nie wiem jak w Czarnobylu, ale u nas w tym czasie była piękna słoneczna pogoda. A po katastrofie powietrze wcale się nie zmieniło na inną barwę i kwitnące jabłonie pachniały dokładnie tak jak kiedyś. Oglądałem na YouTube filmy pokazujące zjawiska atmosferyczne na kilka godzin przed katastrofą w Japonii. Jak wiadomo w tygodniach poprzedzających katastrofę na Słońcu szalała potężna burza magnetyczna. Zorza polarna była widoczna daleko poza kręgiem polarnym. Filmy pokazują dziwne kolory chmur oraz ich regularny falowy kształt. Patrząc na te niebo nie można z niego wyczytać, że za chwilę uderzy Anioł Zagłady i wszystko zmieni się, dla niektórych na zawsze.
Ale w tej całej sytuacji warto zwrócić uwagę na pewne fakty. Otóż rozlegają się głosy ostrzegające przed rozwojem energetyki jądrowej. Znowu docierają one z tych państw, które dysponują już od lat taką potęgą. A na dodatek strach społeczeństw jest dobrym punktem wyjścia do zbijania kapitału politycznego. A przecież wyciek z tej elektrowni jądrowej przy ilości opadów promieniotwórczych po wszystkich próbach jądrowych z Zimnej Wojny jest jak kaszka z mleczkiem. A mimo to jak grzyby po deszczu wyrastają komitety protestacyjne. Niestety proszę Państwa, nie ze mną te numery. Obojętnie z jakich stron przyjdzie taki apel, czy ze strony tych z którymi sympatyzuję politycznie czy też są to siły zupełnie mi obce mówię zdecydowanie nie dla wstrzymywania rozwoju energetyki jądrowej. Zagrożeń nie unikniemy czy tak czy siak. Od czasu wstrzymania budowy elektrowni w Żarnowcu w wypadkach drogowych zginęło pewnie niejedno małe miasto. A nasi przodkowie w jaskiniach też mieli dylemat: wychodzić z niej czy zostać. Przecież po pierwsze: na łeb się nie leje, po drugie: w zimie jest ciepło w lecie jest chłodno no i po trzecie i najważniejsze: „tu mnie dobrze, tu będę się rozmnażał”. Więc po co to zmieniać. Tak, tylko kto stoi w miejscu ten się cofa. Dziś jako państwo nie produkujemy swego własnego samochodu, nie produkujemy własnego telefonu komórkowego. Producenci komputerów nie liczą się nawet we własnym kraju. Nie budując energetyki jądrowej będziemy się jeszcze bardziej cofać. Nie zrobimy tego my to zrobią albo już zrobili inni. Tylko że wtedy energię elektryczną będą nam sprzedawać jak niegdyś kolonizatorzy sprzedawali podbitym afrykańskim ludom kolorowy perkal i szklane paciorki. Będziemy płacić dużo więcej za coś co moglibyśmy zrobić sami. Czyli będziemy dopłacać do rozwoju energetyki jądrowej w innych krajach.
Ale jest jeszcze coś co w związku z tym chciałbym przekazać i o czym warto pamiętać. Tak się złożyło, że katastrofa w Czarnobylu nastąpiła tuż po moich imieninach. Przyjaciele dali mi w prezencie książkę „Mistrz i Małgorzata” Michała Bułhakowa. Odprowadzałem ich na przystanek. Był ciepły kwietniowy wieczór. Pachniało wiosną. W ręku trzymałem książkę, w której była dedykacja: „Na nic elektrownia, gdy w duszy ciemno”. Święte, święta słowa.
NUMER 36 – KWIECIEŃ 2011
- Od Prezesa i Redakcji,
- Z życia SEP grudzień 2010 – marzec 2011,
- Konkurs na najlepszą pracę dyplomową – relacja,
- Maciej Kopczyński – System monitorowania tras pojazdów w czasie rzeczywistym,
- Grzegorz Hołdyński – Perspektywy rozwoju niekonwencjonalnych źródeł energii w regionie północno-wschodnim Polski,
- Krzysztof Zaremba – Przegląd typów źródeł światła,
- Spotkanie opłatkowe – relacja,
- Bal Elektryka 2011 – relacja,
- Janusz R. Wąsowicz – Nowoczesne systemy zasilania i urządzenia rozdzielcze nN w aplikacjach APS S.A.,
- Felieton