Biuletyn 67
Miałem sen
Marek Powichrowski
To krótkie zdanie jest zwykle sygnałem, że stało się coś ważnego. Stało się coś zupełnie nieoczekiwanego, co zasługuje na wypowiedzenie.
Sny przewijają się przez całą historię cywilizacji, jakakolwiek by ona nie była. Jesteśmy tacy sami przez wszystkie równoleżniki i południki. Czy to Eskimos, czy mieszkaniec Patagonii, czy kowboj z Teksasu lub Chińczyk z Szanghaju. Jesteśmy tacy sami poprzez wszystkie czasy. Od głębi dziejów aż do dziś. Wszyscy śnimy. Często po prostu padamy ze zmęczenia i śpimy jak zabici. Ale zdążają się sytuacje, że sny nie dają nam spokoju. Budzimy się, a one wciąż wracają jak kontynuacja jakiegoś kiczowatego serialu.
Są koszmarne, po których budzisz się z oddechem ulgi lub tłumionym krzykiem. Są tajemnicze. Są też nijakie, po których budzisz się i nie możesz sobie nic przypomnieć. Są też takie, po których czujesz, że właśnie przyszła wiosna, budzisz się czymś zupełnie nieokreślonym, ale zatykającym lekko oddech w piersiach.
Ale zanim do tego, to po kolei. Na pewno ponad dziesięć lat temu dostałem od św. Mikołaja pod choinkę zestaw Arduino. Zestaw ten to raczej powinien być prezent dla licealisty, który chce poznawać elektronikę, budować urządzenia, etc. Ale widocznie Mikołaj uznał, że mimo iż zjeżdżam już górki życiowej to wciąż rokuję jakieś nadzieję na rozwój. Ze-staw ten przeleżał w szufladzie ponad rok, czekając aż dojrzeję do decyzji. I na pewno było to w sezonie zimowym, gdzie wieczory są długie a za oknem deszcz, mróz, chłód. Idealna pora na takie zabawy dla dużych chłopców.
Aż przyszedł ten dzień, gdy wyciągnąłem go z szuflady i zacząłem składać różne urządzenia jak z klocków Lego. Pochłonęło mnie to jak właśnie licealistę. Pomimo tego, że ukończyłem studia na wydziale elektrycznym to jak dziecko cieszyłem się, gdy silnik krokowy się obracał na moje polecenie, cieszyłem się, gdy diody LED zapalały się w zaplanowanej sekwencji. Cieszyłem się jak dziecko, gdy zrobiłem sobie „choinkę” na święta Bożego Narodzenia, gdy kolorowe zestawy diod LED migały losowo jak na prawdziwej choince. Wycisnąłem z tego co się dało. Dalsze łączenie silnika krokowego z migającymi diodami na choince wykrojonej z płytek PCB nie było już za bardzo sensowne.
A może by tak zrobić coś własnego? Zaczął się proces zdobywania wiedzy i umiejętności. O projektowaniu układów elektroniki, o tworzeniu schematów elektronicznych, o projektowaniu płytek PCB, o poszukiwaniu najlepszych narzędzi, o budowaniu własnego małego warsztatu, o tworzeniu oprogramowania w zapomnianym języku C. Można by powiedzieć, że to romantyczny okres poszukiwania i tworzenia. Druga młodość.
Mam domek na wsi, oczywiście z bieżącą wodą. Na zimę musiałem ją wydmuchiwać sprężarką, aby woda nie rozsadziła rur. A może by tak zrobić kaloryfery na termostatach i zrobić serię czujników, która będzie przez Internet przekazywała mi na bieżąco stan temperatury (i przy okazji wilgotności) w zimowym czasie, gdy mnie tam nie ma? Aby móc zareagować zanim stanie się katastrofa.
I tak powstaje pierwsza generacja moich czujników. A przy okazji uczenie się lutowania, poparzone od lutownicy palce, ślady na spodniach od gorącej cyny. Upajający zapach kalafonii. Pierwsze czujniki nie dają gwarancji długiego działania. A jeżdżenie kilkadziesiąt kilometrów na działkę co tydzień to nie byłoby inżynierskie rozwiązanie. Przy pierwszych próbach omal nie wybucha jedna z baterii. Bycie inżynierem to życie na pełnym gazie, z ryzykiem utraty części zdrowia. Ostatecznie powstaje jeden czujnik, który działa po WiFi, łącząc się do jakiegoś darmowego portalu pozwalającego gromadzić i prezentować dane szeregów czasowych.
Z dzisiejszej perspektywy było to rozwiązanie siermiężno-buraczane. Ale działało. Baterii wystarczało na trzy tygodnie. Dało się wytrzymać. Przetrwało całą zimę. Tę pierwszą i następną.
Ale ciągnęło mnie do poprawy tego rozwiązania. Powstała druga generacja. Tym razem już z własną szafą rack, w której był UPS, oraz szyna z mikrokomputerami Raspberry Pi, systemem Ubuntu, i całym rozbudowanym stosem technologicznym. Nadal było WiFi, ale już serwery były na miejscu, czas pracy czujników zwiększył się do prawie sześciu tygodni. Stos technologiczny był już pokaźny, a narzędzia prezentacyjne były w kosmicznej odległości w stosunku do poprzedniej wersji. Można byłoby usiąść, założyć ręce na głowę i odkurzać raz na jakiś czas szafę rack.
Jednak te zużycie baterii nie dawało mi spokoju. Przeczytałem gdzieś, że transmisja radiowa daje nieporównywalnie niższe zużycie tego samego zestawu baterii w podobnym sposobie użycia. I tak zaczęła się moja przygoda z technologią LoraWAN, czyli transmisją internetową na duże odległości. Przy czym duże to nie oznacza setki kilometrów, ale duże w stosunku do WiFi, które zwykle oznacza rozmiar budynku. Pierwsze podejście poprzedniej zimy zakończyło się bez sukcesu.
Tej zimy ruszyłem z mocnym postanowieniem, że musi się udać. Początkowo pokonywałem kolejne przeszkody raczkującej technologii. Jak się mówi wśród ludzi z branży, kto wdraża nowe technologie, ten się w cyrku nie śmieje. Raz pod górkę, a raz ostry zjazd w dół. I już wydawało, się, że wszystko działa, nagle przestało działać na prawie trzy tygodnie. Antyczna tragedia. Tłumaczyłem sobie, że czegoś jeszcze nie do końca rozumiem. Oj, ciężkie walki uliczne toczyłem wtedy. Osiem godzin w pracy, a potem do północy drugie tyle. Nie brakowało zwątpienia w sens tego działania. Ale uporczywie krok po kroku odkrywałem co jest dobrą informacją w Internecie, a co jest po prostu śmieciem psującym świat. Aż wreszcie przyszedł ten wieczór, gdy zaczęło działać i wiedziałem już, dlaczego nie działało wcześniej i dlaczego teraz działa. Próby wydajnościowe dla baterii były szokiem. Ten sam zestaw baterii prawdopodobnie prędzej się rozładuje elektrostatycznie niż wyczerpie się ze zużycia. Szacowałem, że może on pracować nawet do dwóch lat. W tej chwili cztery czujniki pracują w odstępach dziesięciosekundowych, wykonały testowo prawie dwieście tysięcy pomiarów każdy, a poziom stanu baterii nadal pokazuje 100%. Gdy przełożyć to na rzeczywiste pomiary w odstępie kilkunastu minut (nie ma potrzeby robić je w stabilnych warunkach częściej) to wychodzi liczba olbrzymia.
Ulga nieprawdopodobna. Można było pójść do spania z wolną głową. Z przekonaniem, że pokonałem swoje własne słabości i osiągnąłem to co było przez kilka lat moim marzeniem technologicznym. Padłem w spanie jak przysłowiowy zabity.
Miałem sen. To było tuż przed przebudzeniem. To wyglądało tak, jakbym spał w tym swoim śnie i ktoś mnie lekko poruszył za ramię, jakby chciał mnie lekko przebudzić i cicho powiedział nad moim uchem: „Jesteś inżynierem”.
Obudziłem się, ale nie otwierałem oczu. To było jak zapach powietrza wiosną, gdy czuje się, że ziemia zaczyna oddychać życiem. Cudowne uczucie. Trwaj chwilo. Niezapomniane uczucie. Będę je niósł ze sobą w kolejne trudne problemy.
Jestem inżynierem. Nie będzie tu wykrzykników. Nie będzie okrzyku jak z filmu King-Kong i walenia pięściami w klatę piersiową. Cisza, niebiańska cisza. Radość jak po pierwszym samodzielnym rozwiązaniu równania różniczkowego z fizyki teoretycznej. Nagle ujrzany obraz przemawia tysiącem słów.
No dobrze, trzeba wstawać do życia. Sen choć piękny się skończył i pozostało po nim konkretne pytanie, które zrodził.
No dobrze, ale co to znaczy być inżynierem? Trudne pytanie. Nie będzie żadnej odpowiedzi otwartym tekstem. Wiem na pewno co mogę, co powinienem a co muszę. Wiem też czego nie mogę, czego nie powinienem a czego nie muszę. Sen się skończył, ale on trwa we mnie nadal. Uporządkowana głowa, spokój w sercu. Cisza. Ale wiem też, że będą nawałnice, flauty, tornada, powodzie, beznadziejne susze i upiorne mrozy. Dam radę. Jestem inżynierem.
A ty inżynierze, czy miałeś też swój Sen?
2024.02.20
NUMER 67 – KWIECIEŃ 2024
- Od naczelnego …
- Z życia Oddziału SEP
- SEP – Patron Roku 2024 – Paweł Mytnik – Inż. Stefan Ciszewski – pionier polskiego przemysłu aparatów elektrycznych
- Nauka i praktyka – Paweł Mytnik – Drugie i trzecie życie baterii akumulatorowych z pojazdów elektrycznych
- Konkurs SEP – Jarosław Werdoni – Konkurs Oddziału Białostockiego SEP na wyróżniające się prace dyplomowe z dziedziny elektryki w roku akademickim 2022/2023
- Artykuł młodego inżyniera – Michał Domasik – Analiza możliwości wykorzystania barwników organicznych do wytwarzania koncentratorów promieniowania słonecznego
- Studenci o sobie – Kacper Pisiecki – XXIV ODME 2023 w Gdańsku
- Relacja – Paweł Mytnik – Oddziałowe Spotkanie Opłatkowe 2023
- Relacja – Paweł Mytnik – Noworoczne Spotkanie Koła Emerytów Energetyków
- Relacja – Paweł Mytnik – Noworoczne integracyjne spotkanie łącznościowców
- Reminiscencje – Kazimierz Cywiński – Wystawa – połączenie malarstwa, elektrotechniki i klimatu wiejskiego
- Relacja – Paweł Mytnik – Obchody Światowego Dnia Inżyniera
- Felieton – Marek Powichrowski – Miałem sen
- Kącik fotoosobliwości
- Z żałobnej karty