Biuletyn 69
Palący problem
Marek Powichrowski
Ta wiadomość była jak grom z jasnego, bezchmurnego nieba. W Szczecinie w jednym z bloków mieszkalnych przeprowadzono referendum w sprawie palenia tytoniu na balkonach. Wygrali zwolennicy czystego powietrza, a więc pro eco, niby jak najbardziej trendy. Gdybym mógł głosować, to jako racjonalny obywatel dbający o swoje zdrowie głosowałbym obiema rękami wraz ze zwolennikami zakazu palenia.
Zwolennicy zatruwania innym życia są wściekli. Pomstują na niedobrą demokrację, na ograniczanie ich wolności, na złamane swobody obywatelskie. Jak mniemam, nie zamierzają respektować zaakceptowanego w innych sytuacjach przez siebie sposobu rozstrzygnięcia sporu w oparciu o procedury stosowane od dziesiątków lat. Bo było nie po ich myśli. Nie, bo nie. Ale przecież na każdym opakowaniu papierosów jest jak byk napisane, że „palenie szkodzi zdrowiu palacza, jego otoczeniu i jego potomstwu”. Więc co tu robić jakieś referenda. Sprawa jest jasna jak Słońce i rozstrzygalna na poziomie powołania się przez administrację bloku na rzeczy oczywiste. Natomiast jak mniemam, część ze zwolenników palenia tytoniu jest wojującymi zwolennikami przymiotnika „zielony”. Ale gdy dotyczy to ich osobiście, to są zaprzysięgłymi zwolennikami mieszkania w Dąbrowie Górniczej w okresie PRL-u. Wiem, byłem, mieszkałem. Prania nie należało suszyć na balkonach, bo na-leżało je za chwilę prać ponownie.
Najgorzej jest w upalne dni. Otwierasz okno, a tu leci do ciebie przetworzony przez czyjś układ oddechowy, przepalony dym tytoniowy. Musisz zamykać okno, a w mieszkaniu jest gorąco zamiast ożywczej chłodnej bryzy wieczornej. Już prawie zasypiasz i… w nozdrza uderza cię gryzący zapach dymu. Okropne. Ktoś chce mieć wolność skorzystania z balkonu jak tam sobie chce, ale narusza to moją wolność do czystego powietrza w moim domu, no i oczywiście zagraża memu zdrowiu. Deadlock. Węzeł gordyjski. Wydawać by się mogło, że to zwolennicy zakazu palenia w sposób oczywisty nie naruszają wolności innym, nie wchodzą innym w ich atmosferę. Wydawać by się mogło, że w przypadku konfliktu interesów należy zastosować procedury demokratyczne a sprawa będzie rozwiązana. Wszyscy zaakceptują wynik i życie będzie się mogło toczyć dalej leniwie. Guzik z pętelką. To może by tak zacząć łowić rybki w mieszkaniach nad palaczami balkonowymi? Zupełnie jak w wierszyku o Pawle i Gawle.
Zwolennicy palenia pomstują na zakazy. Szukają pomocy w wyższych strukturach. Szukają pomocy w zaprzyjaźnionych im mediach, pomstując na opresyjny dla nich system. I o dziwo znajdują. Przypadek jak wyżej nie jest pierwszym. Okazuje się, że sprawa zakazu opierała się już prawie o Ustawodawcę, ale została skasowana. Wiadomo. Pewnie około połowy wyborców do wszystkich partii politycznych chciałaby palić na balkonie. Nikt nie zaryzykuje wściekłości zwolenników tego procederu.
No ale skoro nie referendum (które jest przecież najwyższą formą demokracji bezpośredniej), to chociaż może sąd podejmie próbę rozwiązania tego węzła. Przecież tu jest oczywiste, kto komu ingeruje w jego wolność i kto komu niszczy zdrowie. Hmm, tylko że pojęcie niezależnego sądu dawno już zatraciło sens, tak jak nagroda Nobla z literatury. Przecież zwolennicy palenia na balkonach mogą utworzyć partie polityczną i po cichutku przejąć sądy i mamy już nie guzik z pętelką, a wielki guz z wielką pętlą, której nikt nie ruszy. Nawet słynna łyżka nie zaprotestuje mówiąc, że „to niemożliwe”. Idziemy o zakład? Przejęty przez zwolenników palenia na balkonach sąd wyda jakieś kuriozalne uzasadnienie skazując niepalących na siedzenie w lochach jak z odległych setki lat czasów. Zwolennicy palenia na balkonach będą świętować zwycięstwo prawdziwej demokracji i prawdziwej wolności.
Podawałem medialny przykład z jakiegoś bloku zamieszkałego przez kilkadziesiąt rodzin w Szczecinie, ale sprawa ma zasięg globalny. Właśnie się dowiedziałem, że przegrywająca sromotnie wybory kandydatka zwolenników znoszenia wszystkich zakazów dostanie całkiem intratną pracę. Ponieważ kończy się kadencja jednej z sędziów Sądu Najwyższego USA, a odchodzący w niepamięć swoją i potomnych prezydent już zrzekł się był de facto urzędowania, więc wygląda na to, że mogłaby ona sama siebie zrobić sędzią tego sądu (nieusuwalną aż do emerytury). No i co z tego, że nie ma żadnego do tego przygotowania? Nie ma i mieć nie będzie. No i co z tego, że de facto sama się wybierze na to stanowisko. No i co z tego, że niezbyt ogarnięta? Ale może za to posłuszna? Bierna, mierna, ale wierna? No i co z tego, że byłoby to naruszenie dobrego obyczaju? Czego?! Obyczaju? Czy to znowu jakiś kolejny zakaz?! To jest „nasz” sędzia i nic nikomu do tego. „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.
Wchodzimy w kolaps cywilizacyjny. Negowane są fundamentalne zasady kompromisu, które trzymały świat Zachodu w ryzach, zapewniających mu stabilność jak igle w rowku płyty gramofonowej. I wszystko – statystycznie rzecz ujmując – grało, jak należy.
Tu już nie chodzi o palenie tytoniu na balkonie. Tu już chodzi o negowanie całych wielkich grup ludzi, odmawiając im prawa do decydowania o przyszłości swego kraju. To jest odmawianie innym podmiotowości. Gwiazdy kina, gwiazdy muzyki pop i wszelkiej maści celebryci stanowiący ersatz na dziesiątkowaną przez lata prawdziwie niezależną elitę społeczeństwa obrażają i poniżają posiadających inne zdanie. Nie zauważają przy tym, że sobie sami podcinają gałąź, na której siedzą. „Co za piękna katastrofa”, jakby to powiedział Zorba.
Kiedyś rozmawialiśmy z przyjaciółmi o fenomenie Korei Północnej. Przekonywałem swoich rozmówców o tym, że moim zdaniem jest to jakiś eksperyment. Eksperyment polegający na tym, że pozbawia się społeczeństwo krytycznego działania i niezależnych elit po czym gromadzi się zaobserwowane skutki i próbuje się implantować w innych kulturach, lata świetlne odległych od kultur Azji. I o dziwo, to w jakieś znacznej mierze działa. A przecież tuż za granicą demarkacyjną, wydzieloną po wojnie koreańskiej z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, w innej części tego samego kiedyś narodu, na południe od tej granicy, kwitnie gospodarka, funkcjonuje system parlamentarny i demokracja. A tam w miejsce tego wszystkiego pojawia się ubóstwienie nakazowe, zamordyzm i bieda. Na widok przywódcy obywatele wpadają tam w ekstazę (gdy się pokaże publicznie) lub w publiczną pełną szlochu rozpacz (gdy o dziwo zdarzy mu się zejść z tego świata).
Obserwuję teraz w mediach społecznościowych eksplozje furii przegranych. Tiktoki, fejsbuki, instagramy i inne są pełne filmików obrazujących wybuchy wściekłości na ich zdaniem faszystów, deklaracja obcinania sobie włosów, jakieś strajki seksualne i czegoś tam jeszcze czego nikt przy zdrowych zmysłach nie wymyśli. Wycie, walenie głowami w ściany. Normalnie Kim-Ir-Sen umarł. No i obowiązkowo deklaracje o opuszczenia „faszystowskiego” kraju i emigracji do prawdziwych demokracji.
Ale przy okazji, niejako w tle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki okazało się, że ich przegrana kandydatka miała mnóstwo wad, wali się w nią jak tarczę strzelecką. A jeszcze dzień przed wyborami sondaże mówiły o walce łeb w łeb. Mówiły czy perfidnie kłamały próbując tego samego zgranego numeru z wpływaniem na opinię publiczną przez fałszywe sondaże? A jeszcze dzień przed wyborami były w mediach społecznościowych zdjęcia z walki na ringu, gdy stoi w rozkroku nad leżącym na deskach przeciwnikiem jakby chciała mu jeszcze dołożyć pięściami (leżącemu na deskach!). Ileż było euforii i polubień pod tym zdjęciem. Założymy się, że wśród polubień tego zdjęcia znajdą się znane osoby z naszego kraju?
Moi „ulubieni” intelektualiści lewicowi do tej pory ją popierający, nagle odkrywają w niej mnóstwo wad. Jadą po niej jak po chudej chabecie. Po prostu nędza. Nikt się nie przyzna do własnej głupoty i zacietrzewienia. No dajcie spokój, wybitny intelektualista miałby się okazać pospolitym głupcem nieogarniającym rzeczywistości wokół niego? No bez przesady.
Kilka tygodni przed wyborami w USA, na kolacji z przyjaciółmi padło pytanie co zrobić, aby wygrać te wybory. W ogólnym zarysie podałem program kandydatowi w takiej oto formie: dwa plus dwa to cztery, są tylko trzy zasady dynamiki Newtona, są dwie płcie (kobieta i mężczyzna), rodzina to związek kobiety i mężczyzny, każdy człowiek ma prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, chcemy używać wszystkich liter w alfabecie, mamy prawo do wyrażana swojej odrazy, ma być sport męski i sport kobiecy, nie chcemy nowej Rewolucji Październikowej. Chcemy Boga w książce i w szkole. I dzień przed wyborami padła taka deklaracja (w bardzo zbliżonej formie) z ust zwycięskiego kandydata. I tu ciekawostka – przegrana partia miała do tej pory wyłączność na głosy ciemnoskórej części obywateli USA. I raptem pyk, ponad trzydzieści procent męskiej populacji głosuje przeciwko nim. Dobry program podpowiedziałem prezydentowi elektowi. Za darmo.
Francis Fukuyama, kiedyś konserwatywny doradca prezydenta Reagana, po latach przeszedł na demoliberalizm. Wieszczył, że wraz z dominacją neoliberalizmu na świecie skończą się wojny i zapanuje globalny pokój. A jedyne problemy jakie będą wtedy mieli ludzie to podział karnetów na pływalnię. Otóż panie Fukuyama – był i jest pan w błędzie. O karnety na pływalnie będą wtedy wojny za śmierć i życie. Podobnie jak to, czy można palić papierosy na balkonach bloków mieszkalnych.
Wróćmy jednak do naszego kraju. Zaraz, zaraz, więc powiadacie, że z tą wściekłością na zakaz palenia na balkonach to niemożliwe?
Wątpicie też pewnie czy aby na pewno było to w Szczecinie? Czy aby na pewno było to w Polsce?
Wersja elektroniczna 69. numeru Biuletynu będzie dostępna po oficjalnej prezentacji numeru podczas Spotkania Opłatkowego 2024 w dniu 16.12.2024 r.
NUMER 69 – GRUDZIEŃ 2024
- Od naczelnego …
- Z życia Oddziału SEP
- Nauka i praktyka – Stanisław Kiszło – Zakaz stosowania gazu SF6 w urządzeniach energetycznych – rozwiązania alternatywne
- Nauka i praktyka – Paweł Mytnik – Konsekwencje uderzenia wyładowania atmosferycznego w budynek bez piorunochronu
- Z historii elektryki – Jerzy Kołłątaj – O technice w polskiej prasie i publicystyce doby pozytywizmu
- Z historii elektryki – Jacek Kusznier – Początki Wydziału Elektrycznego na Politechnice Białostockiej
- Artykuł młodego inżyniera – Jakub Tymiński – Modularna kurtyna świetlna jako element zabezpieczający i pomiarowy w automatyce
- Relacja z wycieczki – Paweł Mytnik – Rumunia 2024 – Tajemnicza Transylwania
- Relacja – Paweł Mytnik – Jesienne spotkanie integracyjne – Skrybicze 2024
- Felieton – Marek Powichrowski – Palący problem
- Z żałobnej karty