Biuletyn 58
Marek Powichrowski
Wunderwaffe
Jeszcze kilka miesięcy temu stratedzy rozważali możliwe scenariusze zdarzeń na hipotetycznym teatrze przyszłej III Wojny Światowej. Skąd przyjdzie uderzenie? Pewnie Przesmyk Suwalski, tak, tak na pewno stamtąd. A jeśli stamtąd, to na pewno wieś Raczki, pierwsza większa polana, na której mogłoby dojść do bitwy pancernej a’la Kursk. Rozkładali na ekranach monitorów kolorowe mapy na których stały oddziały ołowianych żołnierzyków. Przesuwali je tu-lub-tam pokazując jak doprowadzić do tego, że My wygramy z Nimi. Po zakończeniu prezentacji były brawa i uznanie dla wiedzy i umiejętności prezentera. Piąteczka do dzienniczka. Kurtyna. Można pokazać żonie i dzieciom.
Od jakiegoś czasu nie mądrych. Kolorowe mapy zostały pozwijane. Laserowe wskaźniki ułatwiające słuchaczom wskazanie skąd nadejdzie możliwe natarcie leżą gdzieś głęboko w szufladach a ich baterie stopniowo tracą moc. Tak samo jak straciły moc wszystkie przepowiednie przemądrzałych głów.
Następuje nieoczekiwana przez kogokolwiek weryfikacja. Uczciwi stratedzy po prostu rozkładają bezradnie ręce: „nie wiedziałem i nie wiem co dalej”. Nieuczciwi snują swoje opowieści jak dawne dziady proszalne krążące od wsi do wsi i opowiadające niestworzone historie, których słuchano z wypiekami na twarzy, od pacholęcia po starców. A i miska strawy się potem znalazła a i kąt ciepły do przespania się też znalazł. Obie strony (narrator i słuchacze) zdawali sobie bowiem sprawę, że to jest taka gra, a kogoś kto potrafi wymyślać cuda na kiju warto utrzymać przy życiu. Nie będzie ono takie monotonne jak tylko „orka-sianie-jedzenie-spanie-orka-sianie-jedzenie-spanie”.
Jeżeli chodzi o grę w kontekście pandemii, to był ktoś, kto dawno temu wskazał na możliwość zmiany biegu historii przez mikroby. To wiersz Zbigniewa Herberta „Gra Pana Cogito”, a w nim słynne pytanie: „widział ty Wania mikroba?”. Polecam do przeczytania, jedna kartka formatu A4. A natężenie emocji jak w wielkim dziele epickim.
Wracając do tematu, to gdzie jest linia frontu dziś? Przebiega ona w szpitalach, przy kasach sklepów spożywczych. Sprzątaczki w szpitalach, analitycy, sanitariusze, lekarze, kasjerki w sklepach, kierowcy samochodów dostarczających niezbędne do życia środki to nowe formacje bojowe, o których nie śniło się nawet żadnemu strategowi. A nawet jeśli się śniło to odganiał te sny zawołaniem „zgiń, przepadnij maro nieczysta”. W czasie Zimnej Wojny najbardziej pożądani byli fizycy jądrowi. Dziś każdą ilość lekarzy ze specjalizacją „wirusologia” weźmie każdy szpital. A jeszcze jakiś czas temu byli oni jak absolwenci jakiegoś zupełnie anachronicznego kierunku studiów, po których zostaje się intendentem w stołówce przy przedszkolu.
Powiedzieliśmy sobie o nowych formacjach bojowych to czas na najnowsze rodzaje uzbrojenia. Czy bomba neutronowa o niedługim czasie działania? Czy pociski sterujące trafiające z dokładnością do jednego metra z odległości tysiąca kilometrów? Nie. Najważniejszym rodzajem uzbrojenia jest zwykły chleb. Chleb!? Tak, chleb. Gdyby kilka miesięcy temu zapytał czytelników moich felietonów, skąd się bierze chleb to można by odpowiedzieć zupełnie bezmyślnie: „jak to, no wiadomo, ze sklepu”. Nasze babcie były od nas mądrzejsze: „chleb bierze się z pracy rąk ludzkich”. Więc po kolei. Na początku musi być ziarno. Skąd ono się wzięło? Na początku przyjmijmy upraszczające założenie, że worki z ziarnem zostały zrzucone z Nieba wprost do zagród rolników. Ok, teraz trzeba to ziarno wysiać. Najpierw trzeba zaorać pole. Aby zorać teraz pole to trzeba do tego celu użyć traktora. On potrzebuje ropy. Ropę dostarcza rurociąg do rafinerii lub dostarczają tankowce. Ludzie w rafinerii muszą jeść chleb, aby mieć siły obsłużyć jedno i drugie. Na razie musza wytrzymać, bo jeszcze rolnik nie wyjechał na pole. Ale rafineria potrzebuje prądu elektrycznego, prąd dostarcza elektrownia, w której pracownicy też potrzebują chleba, aby mieć siły do pracy. Oni też muszą poczekać. Elektrownia potrzebuje, węgla, ropy, paliwa jądrowego. Dostarcza tego górnictwo, czyli górnicy. Górnicy, też muszą jeść, oni też muszą poczekać, bo wiadomo, rolnik jeszcze nie wyjechał w pole posiać zboże. W końcu rolnik dostaje ropę i zaorał pole. Ropa się skończyła a tu siać trzeba. Znowu idziemy do stacji benzynowej, gdzie jej pracownicy też czekają na chleb, w rafinerii też czekają na chleb i w elektrowni też czekają na chleb. A czas leci. W końcu rolnik zasiał zboże. No i teraz wszyscy czekają na chleb. A tu czają się straszne zagrożenia. Susze, powodzie, szarańcza. Uff, na szczęście się udało. Zboże dojrzało, czas na żniwa. Ropa, prąd, paliwo, a oni czekają na chleb. No ok, udało się, było paliwo, był prąd, były surowce. Teraz trzeba to dowieźć do młynów, z młynów do piekarni. Transport, ropa, prąd, kierowcy czekający na chleb. W końcu jest. Chleb jest w sklepie lub w domowym piekarniku! Cieszmy się i radujmy i ucztujmy jak pierwsi osadnicy w pierwsze Święto Dziękczynienia. Odkładany więc teraz roztropnie część na zasiew nie czekając, aż coś nam spadnie samo z Nieba. Cykl się powtarza, ale tym razem wszyscy wiedzą, że ten chleb jest i go nie zabraknie. Po co ta cała wyliczanka? Po to, aby ci odpowiedzieć czytelniku parafrazując hasło wyborcze prezydenta Kennedy’ego: „łańcuchy dostaw głupcze!”.
Gdy pandemia uderzyła w nas, gdy zamknięte zostały granice, wtedy pewnie każdego z nas silna ręka strachu chwyciła nas za gardło i dopadła nas myśl: „kupię 4 kg mąki i jakoś przetrwam, no może jeszcze 1kg słoniny solonej, bo się nie psuje, no może jakoś przetrwam”. Hmm, gdyby wszyscy tak pomyśleli i – nie daj Boże – gdzieś by się zatarł łańcuch dostaw to mogłoby nie być mąki. Mogłaby wybuchnąć panika, która byłaby gorsza od wirusa. Zabrakło? Nie, tym razem nie zabrakło. Wnioskowanie idzie dalej. Nawet jakbym kupił 3 worki mąki po 50kg każdy i 100 funtów słoniny to sam bez innych nie dam rady. „Łańcuchy dostaw, Państwo, współpraca, solidarność głupcze!”.
Odetchnijmy chwilę od tych emocji. Mam pytanie. Są wśród czytelników tego felietonu kibicie piłkarscy? Możliwe, że są. No to zadam to głupie pytanie. Jak myślicie, kto w tym roku zdobędzie puchar Ligi Mistrzów? Cisza, konsternacja? Co to jest Liga Mistrzów? Gdyby tak przeprowadzić dziś sondę wśród kibiców piłkarskich w całej Europie, a szczególnie wśród kibiców włoskich, hiszpańskich, francuskich, brytyjskich to populacja zainteresowanych odpowiedzią byłaby na poziomie śladu kwantowego. Czyli co? Żyliśmy jakimiś papierowymi problemami, jak żyją ludzie w dobrostanie. Wymyślaliśmy sobie fantasmagoryczne problemy, bo bez problemów stajemy się po prostu głupi jak myszki w doświadczeniu Calhouna. Lecz gdy pojawiły się problemy prawdziwe, to skupiamy się na nich, a nie na jakichś fatamorganach zbytku.
W odwiecznej wojnie Postu z Karnawałem przewagę ma dziś Post. W sondażach opinii publicznej pierwszy raz od XV wieku górę biorą sympatie do Średniowiecza. Odrodzenie wepchnęło na w łapy pychy, straszną pułapkę umysłową, z której wychodzi się bardzo boleśnie. Jak to mówili fizycy pod koniec XIX wieku? „Wystarczy tylko wyjaśnić zjawisko fotoelektryczne zewnętrzne i cała fizyka już będzie znana”, „mając równania matematyczne możemy przywidzieć wszystko”. Heisenberg i Goedel śmieją się do rozpuku z takiej głupoty. Nie ukrywałem swojej sympatii do Średniowiecza przed znajomymi. Często dostawałem od nich lanie jako absolutnych zwolenników Oświecenia. Nie będę tu przytaczał argumentów, jakich w takich dyskursach używałem, aby bronić swoich poglądów. Dziś to nie ma żadnego znaczenia. Dziś wiem jedno – po doświadczeniach ostatniego miesiąca – że ludzie Średniowiecza nie udawali mądrzejszych niż byli w rzeczywistości. Dziś jesteśmy tacy jak oni wtedy, w czasie wielkiej zarazy Czarnej Śmierci. Bezradni, mali i sprowadzeni na Ziemię z Kosmosu…
Wojna. Nieznana wcześniej strategom. Tydzień temu dotarła do mnie desperacja. Desperacja trwania w bezruchu, w oczekiwaniu na to co może nastąpić. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że doskonale rozumiem Powstańców Warszawskich (ale już nie hipotetycznie a namacalnie, wręcz fizycznie). Ja też chciałbym się bić, wyjść z piwnicy i stanąć do walki. Jest kolosalna różnica pomiędzy bezradną śmiercią w czasie przesłuchania a śmiercią z bronią w ręku. Ta druga daje jakiś cień nadziei na uwolnienie się od agresora. Ileż bowiem można czekać bezradnie, aż jakieś „Gestapo” przyjdzie po nas i wyciągnie nas z naszego domu, do którego już być może nie wrócimy po ciężkich przesłuchaniach zorganizowanych przez jego malutkich funkcjonariuszy w dolnych drogach płucnych…
Dokonują się Wielkie Rekolekcje. Czyli porządkowanie spraw, układanie ich na nowo w swoich głowach. A wszystko to dokonuje się za sprawą zupełne niedostrzegalnych oddział ów wroga nacierających ze wszystkich kierunków. Mikroskopijni żołnierze – bynajmniej nie ołowiani – będący fragmentem DNA owiniętym w smalec z powbijanymi haczykami do zaczepiania się w dolnych partiach płuc nie uznają granic, statusów społecznych, wykształcenia. Są kompletnie egalitarni w traktowaniu swoich zdobyczy. Pod mikroskopem wyglądają jak samopał zrobiony w stodole. I jak samopały są genialne w swej prostocie. Nieprawdopodobnie skuteczne. Nie obejmują ich systemu satelitarnego szpiegowania. Nie są widoczne dla radarów. Po prostu technologia stealth jak w najnowszych myśliwcach V generacji. Prostują ludziom charaktery albo doprowadzają ich do szaleństwa i dekadencji jak to drzewiej za czasów wielkich zaraz bywało. Trudne sprawy polityczne niemożliwe dotychczas do rozwiązania rozwiązały się „w trymiga”. Strugający Wielkich Ważniaków okazali się zwykłymi papierowymi tygrysami, z których śmieją się nawet dzieci.
Cudo techniki, inżynierii, psychologii, polityki i czego tam jeszcze można sobie życzyć.
Kim jest geniusz, który je stworzył? I w jakim celu?
NUMER 58 – MAJ 2020
- Od naczelnego …
- Z życia Oddziału SEP
- SEP – Patron roku 2020 – Paweł Mytnik – Sylwetka prof. Józefa Węglarza
- Relacja – Paweł Mytnik – Obchody 100-lecia SEP w Oddziale Białostockim SEP i Spotkanie opłatkowo-jubileuszowe 2019
- Relacja – Paweł Mytnik – Wystawa „Książka bogata historią polskiej elektryki”
- Konkurs SEP – Paweł Mytnik – Konkurs na wyróżniającą się pracę dyplomową na Wydziale Elektrycznym Politechniki Białostockiej w roku akademickim 2018/2019
- Artykuł młodego inżyniera – Karol Karwowski – Koncepcja modernizacji sieci SN w perspektywie wykorzystania urządzeń do automatycznego przy-wracania zasilania po wystąpieniu awarii
- Nauka i praktyka – Włodzimierz Ławniczuk – Przeciwpożarowy wyłącznik prądu – wymagania i zasady instalowania.
- Z historii elektryki – Paweł Mytnik – Polak od „walkie-talkie”, czyli wynalazku, który znacząco wpłynął na losy II wojny światowej
- Relacja – Paweł Mytnik-70-lecie Wydziału Elektrycznego Politechniki Białostockiej
- Relacja – Paweł Mytnik – Bal Elektryka 2020
- Felieton – Marek Powichrowski – Wunderwaffe
- Z żałobnej karty